
fot. M. Rosik
Ludowa mądrość ukuła bardzo nieprawdziwe przysłowie: Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje. Nieprawdziwe, bo zakłada ono, że Bóg nie wszystkich kocha. A chyba nie ma większego kłamstwa niż twierdzenie, że Ten, który za każdego z ludzi oddał własnego Syna, nie wszystkich kocha. Przecież to On zesłał na świat Jezusa, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie. Zesłał Jezusa, nie krzyż.
Bo Bóg nie zsyła krzyży. Wzywa nas do podjęcia własnego krzyża, nie zaś krzyża zesłanego przez Niego, bo takiego po prostu nie ma. Mówił Jezus:
„Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23).
Wystarczy więc odpowiedzialnie podjąć to, co przynosi każdy dzień. To wystarczający krzyż do niesienia, bo dosyć ma dzień swojej biedy. Trzeba ten krzyż codzienności podejmować z miłością, na wzór Jezusa, który z miłością podjął krzyż zgotowany Mu przez ludzi. Jesteśmy zbawieni przez Jezusa, który w miłości do człowieka podjął krzyż. Nie jesteśmy zbawieni dzięki krzyżowi.
Cierpliwie tłumaczył tę prawdę Piotr członkom Sanhedrynu, gdy mówił, że poza Jezusem nie ma w nikim innym zbawienia. Poza Jezusem, nie poza krzyżem.
Najczęściej chylę czoła przed ludowymi mądrościami. Najczęściej, ale nie zawsze.
XII C
ks. Mariusz Rosik
Pochodzi z Wrocławia oraz mieszka i wykłada we Wrocławiu. Studia odbywał na Papieskim Wydziale Teologicznym w rodzinnym mieście, a także w Pontificio Istituto Biblico w Rzymie oraz na Hebrew University i w École biblique et archéologique française w Jerozolimie. Wciąż się uczy.