Modlitwą i czujnością (23.08.2020)
fot. stacja7.pl
W czasie szalejącego stalinizmu, wśród prześladowań Kościoła sługa Boży kard. Stefan Wyszyński mawiał, że Kościół nie ma wrogów. Gdy zdumiony rozmówca dopytywał „jak to?”, kardynał odpowiadał: „Kościół nie ma wrogów. Ma wroga. Tylko jednego i jest nim szatan”. Prymas Tysiąclecia nosił za okładką swego brewiarza listę kapłanów, którzy porzucili stan duchowny i … zdjęcie Władysława Bieruta. Modlił się za niego tak samo gorliwie, jak za księży odchodzących z kapłaństwa. To była jego broń w walce z jedynym wrogiem Kościoła.
Gdy Jezus zaprowadził apostołów do Cezarei Filipowej, zapewnił pierwszego spośród nich: „Ty jesteś Piotr, czyli Skała, a na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Zapewnienie o tym, że Kościół przetrwa największe nawet ataki szatana pochodzi od samego Chrystusa. Nie oznacza to jednak, że zawsze przetrwa każda lokalna jego wspólnota. I stąd rodzi się konieczność modlitwy jako największego oręża wytoczonego przeciw złu.
I potrzeba jeszcze jednego. Czujności. Prymas Wyszyński w rozważaniach o Modlitwie Pańskiej wyjaśniał: „Duch ciemności jest duchem niepokoju. On nie zawsze dąży do tego, aby nas doprowadzić wprost do grzechu. Często wie, że mu się to nie uda, bo łaska Boża jest w nas wystarczająco silna. Wtedy przynajmniej zasiewa niepokój, stwarzając sto trudności i wątpliwości, które mają charakter niesłychanie podniosły, a tematykę niemal świętą i religijną. Wynika ona nawet często z troski o Kościół Chrystusowy i Królestwo Boże, o to niemal, aby samemu Bogu starczyło sił do uratowania się i utrzymania na świecie. Wtedy boimy się o wszystkich i o wszystko”.