XXX NIEDZIELA W CIĄGU ROKU C

(23.10.2016)
135 centymetrów w brązowym habicie
Od chwili wstąpienia do klasztoru pragnął być misjonarzem. Przełożeni zdecydowali jednak inaczej. Przez trzydzieści sześć lat nie opuszczał Padwy. Nie dane mu było nawet zamieszkać u kapucynów w rodzinnych stronach. Leopold Mandić urodził się w 1866 w Hercegu Novim (dziś na granicy Czarnogóry i Chorwacji), a zmarł w opinii świętości właśnie w Padwie w 1942 roku. W czasie jego kanonizacji w 1983 roku Jan Paweł II nazwał go „apostołem sakramentu pojednania”.
Mizernej postury (135 cm wzrostu) chorowity zakonnik potrafił czuwać w konfesjonale piętnaście godzin na dobę. Nie odznaczał się darem wymowy, stąd nie głosił rekolekcji ani kazań. Za to w jego ciasnej celi u krat konfesjonału klękali profesorowie i studenci, urzędnicy i ludzie ciężkiej pracy na roli, politycy i osoby duchowne. Nigdy nie odmawiał penitentom. Wsłuchiwał się w ich serca, które stały się dlań tak bardzo upragnioną ziemią misyjną. 15 maja 1944 roku klasztor kapucynów w Padwie został całkowicie zniszczony w wyniku bombardowania. Ocalała jedynie cela, w której ojciec Leopold jednał ludzi w Bogiem.
Penitentom, „co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk 18,9) zwykł mawiać: „Ukryjmy wszystko, nawet to co może wydawać się darem Bożym, aby nie czynić z tego towaru na sprzedaż. Tylko Bogu cześć i chwała! Winniśmy – jeśli to tylko możliwe – przejść po ziemi jak cień, który nie pozostawia po sobie śladu”.